Maszyna do pisania i zamek z papieru.
Dziewczyna wśród różowych owiec na polu.

Zaburzenie Osobowości z Pogranicza- Moja historia: Czarna Owca

Prawdziwa historia kobiety cierpiącej z powodu borderline i Jej droga zdrowienia z zaburzenia osobowości z pogranicza.

Prawdziwa historia borderline – zasady

Faktyczna historia prawdziwej osoby   cierpiącej na zaburzenie osobowości z pogranicza. Jestem bardzo wdzięczna że nadsyłacie te historie bo wiem, jak bardzo są potrzebne. To one mogą dać komuś nadzieję, kiedy będzie bardzo ciemno a świt daleko.

Dyskusyjne komentarze zawsze odsyłam do autorki do akceptacji, a mega beznadziejne są od razu kasowane, tak by nikogo nie dotknął hejt, czy niewybredne żarty. Dlatego mogą pojawić się z opóźnieniem lub nie pojawić się wcale. Linki są dodane przeze mnie.

Chciałabym podkreślić, że wszelkie szczegóły (w każdej historii) są zmienione, by osoba nie mogła zostać rozpoznana, więc, jeśli się komuś wydaje, że zna tę osobę, to wrażenie przypadkowe.

Normalna rodzina?

Pochodzę z tzw. „normalnej rodziny” – wychowywałam się z mamą, tatą i siostrą, w domu nie było większych problemów finansowych, ale nie byliśmy też przesadnie bogaci. Z jakiegoś powodu jedyne wspomnienia z wczesnego dzieciństwa jakie mam to takie kiedy bardzo płaczę, wręcz krzyczę w niebogłosy. Być może dzisiaj okresliłoby się mnie jako dziecko z przewagą negatywnej emocjonalności, dziecko które aby dobrze się rozwijać potrzebuje więcej czasu i wsparcia emocjonalnego niż inne. Niestety wtedy nikt tego nie wiedział.

Czarna owca

Od dziecka miałam poczucie że coś jest ze mną nie tak. W szkole byłam wyśmiewana przez mój wygląd, a w domu brałam udział w rywalizacji z moją siostrą w której zawsze byłam skazana na przegraną. Ona – ładniejsza, pragmatyczna, elegancka, ja – rozwydrzona, chaotyczna, niegrzeczna.

Dziewczynka przytula czarne jagnię w kwiatach.

Ona – racjonalna, planująca karierę prawniczki, ja – pogubiona, zmieniająca plan na życie co chwilę, artystka. Najgorsze były zjazdy rodzinne podczas których czułam się jak totalny wyrzutek. Dziś, po wielu latach terapii, w tym terapii DBT mogłabym powiedzieć, że byłam po prostu tulipanem w ogrodzie pełnym róż*, natomiast wtedy rzecz jasna tego nie wiedziałam. 

*tulipan w ogrodzie róż, rozumiemy to tak, że 1) jesteś innym kwiatem niż te wokół ciebie 2) róże mają kolce i ranią tulipana nawet jeśli tego nie chcą

Klapsy i kary na ogarnięcie się

W moim domu była przemoc. Nie codziennie, jednak okresy „cichych dni” przeplatane były siarczystymi awanturami rodziców, podczas których siedziałam skulona w pokoju i bardzo się bałam. Pamiętam że uciekałam wtedy w świat fantazji, wyobrażałam sobie niestworzone scenariusze. Dzisiaj wiem że ucieczka w wyobraźnie była jedynym miejscem gdzie mogłam się czuć bezpiecznie (przy okazji skłonność do fantazjowania jest jednym z czynników powiązanych z dysocjacjami). Od czasu do czasu dostawałam  porządne lanie, a kiedy bardzo płakałam zamykano mnie w pokoju „abym miała czas na uspokojenie się”. Moja siostra była spokojniejsza, wyregulowana, a do tego faworyzowana przez rodziców dlatego ominęło ją bicie i kary. 

„Przesadzasz”

To słowo słyszałam całe moje dziecięce i nastoletnie życie. Upadek z roweru, czy ból zęba? Przesadzasz, wcale nie jest tak źle. Płacz po utracie szkolnej (i jedynej) przyjaciółki? Nie bądź beksa, musisz sobie radzić sama. A ja sobie nie radziłam, bo przeżywałam wszystko jakoś tak ostrzej. Kiedy płakałam, to całymi godzinami, a kiedy się weseliłam to czułam się jakbym leciała na chmurze. Zawsze jednak z niej spadałam, dlatego nawet w chwilach największego szczęścia bałam się co zaraz się popsuje, bo wiedziałam że to tylko kwestia czasu. Nikt nie powiedział mi wtedy że nad nastrojami można panować, a co więcej że możliwe jest aby czuć ból i go nie pogarszać.

Niezdrowe sposoby regulacji

W liceum było bardzo źle, amplituda moich nastrojów wzrosła jeszcze bardziej, tak że jednego dnia czułam się jak królowa świata a innego jak totalny śmieć. Poznałam wtedy rzeczy które przynosiły chwilową ulgę

Wszystkiego nie ułatwiał fakt, że byłam bardzo kochliwa, a żaden z moich ówczesnych chłopaków nie potrafił mi dać tyle uwagi ile potrzebowałam. 

Marzyłam tylko o jednym – wyjechać na studia jak najdalej i zerwać kontakt z całą rodziną. Nie wiedziałam jednak, że prawdziwe piekło dopiero przede mną.

Nowe-stare życie

Stało się, byłam daleko od domu na kierunku o którym marzyłam – grafice komputerowej. Pierwsze miesiące mojego nowego życia upłynęły pod znakiem imprez, narkotyków i przygodnego seksu. Wtedy wydawało mi się, że korzystam z życia, młodości, poza tym myślałam, że jest lepiej bo w tamtym okresie się nie cięłam. Czasami tylko zdarzało mi się ocknąć w środku nocy w nieznanej części miasta i to nie w swoich ubraniach, albo dostawać mandaty za pijackie wybryki w miejscach publicznych. Myślałam – tak przecież wygląda młodość, prawda? Poza tym ja bardzo potrzebowałam ludzi, a to był jedyny znany mi sposób wejścia do grupy rówieśniczej. Najgorzej było kiedy zostawałam sama i miałam czas żeby zostać z własnym umysłem – a było to bardzo ciemne miejsce. Coraz częściej dopadała mnie również pustka. Zrozumiałam, że nieważne jak daleko ucieknę od mojego domu rodzinnego to nie ucieknę od samej siebie.

Zakochana na zabój

Wtedy zakochałam się na zabój w chłopaku z moich studiów –  Michale. Był trochę inny niż ludzie z którymi dotychczas spędzałam czas, bo stronił od używek i dbał o swoje zdrowie. Dla niego zrezygnowałam z narkotyków, rzadziej piłam alkohol. Cała historia nie była jednak wcale tak kolorowa, bo po kilku wręcz bajkowych miesiącach zaczęliśmy się kłócić. Po każdej awanturze pełnej wrzasku, przemocy fizycznej i moich gróźb że się zabije następował jednak rozejm i cudowny seks.

Dlaczego ranię osobę którą kocham?

On opatrywał rany, które robiłam sobie podczas awantur, a ja obiecywałam że się zmienię. Potem cykl się powtarzał. Z biegiem czasu nienawidziłam się coraz bardziej i traciłam szacunek do siebie którego wcale nie było dużo. Dlaczego tak bardzo ranię osobę którą kocham? Dlaczego dalej jesteśmy razem? Wtedy wpadłam w depresje, nie wychodziłam z łóżka, zaczęłam brać leki, wzięłam dziekankę na studiach, bo chciałam odpocząć. Ten odpoczynek sprawił jednak, że było jeszcze gorzej, bo zupełnie straciłam jakikolwiek cel w życiu. Miałam myśli samobójcze, ale mówiłam sobie, że przecież każdy je czasem ma (choć racjonalnie wiedziałam że tak nie jest).

Zabawa w kotka i myszkę z samą sobą

Po powrocie na studia postanowiłam zapisać się na dodatkowy fakultet z psychologii, z myślą że dowiem się czegoś co pomoże mi ze sobą wytrzymać. Michał ciągle nalegał abym poszła na terapię, ale nie miałam na to pieniędzy, a rodziców nie chciałam prosić o pomoc. Na jednych zajęciach omawialiśmy zaburzenia osobowości i po usłyszeniu opisu zaburzenia osobowości borderline pomyślałam, że to totalnie o mnie. Zaraz jednak zaczęłam unieważniać własne przeczucie, wmawiając sobie że skoro już prawie dwa lata jestem w „stałym” związku to nie mogę tego mieć.

Terapia Poznawczo-Behawioralna

Z miesiąca na miesiąc czułam się coraz gorzej dlatego w końcu podjęłam decyzje – idę na terapię. Zrobiłam bardzo dokłądny research – padło na terapię poznawczo behawioralną, bo jest szybka i skuteczna, a tego właśnie chciałam -od razu poczuć się lepiej. Moja terapeutka na jednej z pierwszych sesji powiedziała mi że moja osobowość rozwija się w kierunku borderline, dlatego potrzebna będzie dłuższa terapia. Nie zgodziłam się na to – chciałam być zdrowa tu i teraz. Po trzech miesiącach uznałam, że już jest mi lepiej. Dowiedziałam się jak analizować własne przekonania, monitorowałam nastroje, robiłam sąd myśli – uważałam że to wystarczy.

Narzędzia za słabe

Z biegiem czasu nieutrwalone umiejętności zaczęły jednak blaknąć, a ja nienawidziłam się coraz bardziej z każdym kolejnym atakiem szału którego nie zatrzymałam (a powinnam była bo miałam narzędzia). W tamtym czasie nikt nie powiedział mi że narzędzia poznawcze, choć świetne w niektórych momentach, są bardzo trudne do użycia w momencie bardzo silnego pobudzenia emocjonalnego. Kiedy świat dosłownie wiruje, a Ty nie widzisz na oczy przez cieknące łzy to nie da się tak po prostu siąść przy stole i wypełniać tabelkę. Moja złość na siebie tylko narastała, w tamtym okresie samouszkadzałam się tak mocno jak nigdy wcześniej.

Kim jestem?

Całe moje życie nie wiedziałam kim jestem. Tą uśmiechniętą dziewczyną która robiła spontaniczne rzeczy, czy tym potworem który rzucał przedmiotami i zawodził ludzi? Nie rozumiałam czemu szybko się nudzę, ciągle zmieniam hobby i potrzebuję nowych przygód. Znajomi często powtarzali, że robię awantury z nudów.

Udało mi się dobrnąć do końca studiów, byłam pewna że teraz zacznie się nowe, lepsze życie, że będę mogła pracować w branży kreatywnej, Niestety nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie, dlatego podjęłam się zwykłej pracy biurowej. To był olbrzymi błąd, ponieważ nie wzięłam pod uwagę że taka praca jest totalnie sprzeczna z moim wybuchowym charakterem. Nudziłam się, nie szłam do przodu, czułam że tkwię w martwym punkcie. Znów chciałam uciec. Zmieniałam pracę raz po raz, ale to zupełnie nie pomagało. Dodatkowo, mój związek z Michałem wisiał na włosku, on był wyczerpany ciągłym rozchodzeniem się i wracaniem do siebie.

Trudne początki nowego życia

Różowe drzewa i owce w surrealistycznym krajobrazie.

W tamtym okresie moja przyjaciółka Basia przekonała mnie abym spróbowała terapii DBT. Tym razem miałam zdecydowanie mniej oczekiwań co do terapii, chciałam tylko trochę mniej cierpieć. Najpierw była terapia, w której jestem już dwa lata, po jakimś czasie dołączyły do niej treningi umiejętności. 

Terapia DBT

Nie chcę przedstawiać terapii jako magicznej pigułki na wszystkie problemy. To strasznie ciężka praca podczas której niejednokrotnie wkurzałam się na moją terapeutkę że ZNOWU muszę wykonywać tą głupią, okropnie bolesną analizę zachowania, chociaż chciałabym jak najszybciej zapomnieć o tym co zaszło. Kluczowe dla mnie okazały się również kryzysowe umiejętności TIPP. Zużyłam hektolitry wody stojąc w ubraniach pod prysznicem i czekając aż mój organizm się uspokoi.

Najlepiej jak potrafię

Do dziś pamiętam że na pierwszym treningu regulacji emocjonalnej usłyszałam że „ludzie żyją najlepiej jak potrafią” poczułam mocną złość i długo polemizowałam z prowadzącą na ten temat. Dopuszczenie do siebie możliwości, że wszyscy ludzie starają się aby ich życie było dobre było dla mnie bardzo trudne, bo brakowało mi współczucia nie tylko do innych, ale przede wszystkim do siebie samej. To współczucie do siebie okazało się jednak kluczowe w moim procesie zdrowienia i myślę, że to był brakujący puzzel w procesie budowania siebie.

Gryzę tynki

Dzisiaj dalej miewam dni kiedy mam ochotę gryźć ściany, albo mam cały dzień „do wyrzucenia”. Kiedyś w takich chwilach samouszkadzałam się, karałam, a to tylko mnie pogrążało. Dzisiaj robię absolutne minimum, sięgam do aplikacji w której mam krótki opis każdego dnia oraz nastrój z nim powiązany. Pozwalam sobie zobaczyć, że chociaż dzisiaj jest beznadziejnie to już to przerabiałam i poradziłam sobie, a ostatecznie w większość dni czuję że warto żyć.

Co mi obecnie pomaga

Poniżej kilka rzeczy które mi pomaga w czasie  dużego kryzysu, być może się zainspirujecie:

  • otwieram moje kryzysowe pudełko na najgorszy czas w którym mam zdjęcia bliskich, spisane na kartce powody aby żyć oraz kwaśne żelki (z największą możliwą ilością konserwantów, ale ważne że działają :))
  • liczę do dwustu na głos co trzy– uwierzcie mi, to jest technika która pomaga mi kiedy ruminuję najbardziej. Nie jest możliwe aby snuć czarne scenariusze kiedy musisz zająć się liczeniem. Niektóre popołudnia czy nawet dni mam „przeliczone” bo robię tę technikę co chwilę.
  • odwracam uwagę, wychodzę na spacer i liczę ludzi w okularach albo czerwone samochody – jest to ciężkie, ale bardzo pomaga odwrócić uwagę umysłu od bieżącej katastrofy
  • klasyk – cały TIPP po kolei czyli najpierw głowa o zimnej wody, później ćwiczę, następnie oddycham pudełkowo a na końcu robię relaksację mięśni. Cała procedura zajmuje mi prawie godzinę, wiem że to może zdawać się długo jednak myślę, że to absolutnie dobrze wykorzystany czas (a poza tym w największym kryzysie często i tak nie jesteśmy w stanie robić nic „produktywnego”)
  • przytulam mojego kota (ale jestem pewna że pomoże każdy inny zwierzak domowy)

Potęga samowspółczucia

Choć zabrzmi to może banalnie, terapia pomogła mi poznać samą siebie a przede wszystkim własne potrzeby. Dzisiaj nie oczekuję już od siebie na przykład, że zawsze będę spokojna, bo wiem że to po prostu jest niemożliwe ze względu na to jaki mam układ nerwowy. Planuję więc moje życie tak abym mogła realizować moją wysoką potrzebę nowości. To mogą być duże, albo małe rzeczy – pójście do nowej kawiarni albo kurs freedivingu. Nareszcie nie krytykuję się już za to kim jestem i jaka jestem – że czasem wszędzie mnie pełno a niekiedy trudno wstać z łóżka i wykonać podstawowe obowiązki. W gorsze dni staram się podchodzić do samej siebie tak jak do osoby którą kocham i którą chciałabym się zajmować kiedy na przykład jest chora. Uprawomocniam się, współczuje samej sobie.

Życie warte przeżycia

Kiedy patrzę na moje życie z dnia na dzień nie dostrzegam wielkich zmian, jednak w momencie gdy przypominam sobie siebie sprzed czterech, pięciu lat to widzę jak daleką drogę przeszłam. Myśląc o sobie z przeszłości czuje smutek i współczucie do dziewczyny, która tak bardzo się ze sobą szarpała. Na szczęście dzisiaj jest inaczej. Moje życie warte przeżycia to kot w domu zamiast chłopaka (choć z Michałem dalej się kochamy) oraz praca w projektowaniu gier komputerowych którą uwielbiam i w której mogę realizować własną kreatywność. Moje życie warte przeżycia to bycie jak najwięcej w chwili obecnej – choć planów na przyszłość mam całe mnóstwo!

Zupełnie nie mam poczucia, że moja praca nad sobą jest już zakończona – jestem wręcz przekonana, że to praca na całe życie, a ja jeszcze nie raz będę musiała aktualizować moje umiejętności i sposoby przetrwania. Pierwszy raz jednak jestem pewna, że dam radę nawet kiedy wydarzy się najgorsza katastrofa.

Cześć! to ja – Vivian. Zaczęłam ten blog i staram się pisać jak najczęściej albo publikować artykuły innych naszych autorów. Na emocje.pro nie mamy żadnych reklam i to się nie zmieni.
Pisanie czy publikowanie takiego artykułu zajmuje mnóstwo czasu i energii, dlatego proszę Cię śledź nasze konta społecznościowe i w ten sposób okaż swoje wsparcie dla naszych działań.
To naprawdę ważne, bo coraz mniej ludzi czyta a młode osoby oglądają głównie filmy, ewentualnie tiktoki czy skróty na instagramie. Z większą ilością followersów będziemy w stanie dotrzeć do tych młodych osób (np. linki na instagramie można umieszczać od 10 000 fanów).
Mimo ogromnej ilości czytelników bloga nasze konta (FaceBook, youtube, spotify lub czytelniejszy soundcloud) są wciąż mizerne – naprawdę potrzebujemy Twojej pomocy.
A poniżej wszystkie nasze linki i konta:

Qries

Vivian Fiszer
Vivian Fiszer

psycholog, terapeutka DBT, pasjonatka psychoterapii 3 Fali (DBT, ACT, CFT), wiceprezes Fundacji BPD. Interesują mnie głównie problemy zaburzeń osobowości, intensywne emocje i problematyczne relacje. Prowadzę szkolenia, wykłady w szkole podyplomowej SWPS.

Artykuły: 280