Maszyna do pisania i zamek z papieru.

Wpisz swój adres e-mail poniżej i zapisz się do naszego newslettera

Zaburzenie Osobowości z Pogranicza- Moja historia Kate

Zaburzenie Osobowości z Pogranicza = Borderline (BPD). Prawdziwa historia kobiety z tym zaburzeniem, która przezwyciężyła problemy terapią.

Maj miesiąc świadomości borderline – publikowane historie

Nowa historia (tutaj opis zasad i spis treści wszystkich historii) osoby cierpiącej na zaburzenie osobowości z pogranicza, jak zawsze odważna i dająca nadzieję, która jest tak potrzebna. Szczególnie cieszy że została nadesłana w sam raz by opublikować ją w maju czyli w miesiącu świadomości borderline.

Dyskusyjne komentarze będę odsyłać do autorki, więc mogą pojawić się z opóźnieniem lub nie pojawić się wcale. Wszelkie linki są dodane przeze mnie.

Chciałabym podkreślić, że wszelkie szczegóły (w każdej historii) są zmienione, by osoba nie mogła zostać rozpoznana, więc, jeśli się komuś wydaje, że zna tę osobę, to wrażenie przypadkowe.

Blog o Borderline

Bardzo się cieszę, że mogę opisać swoją historię na polskim blogu, zresztą takich blogów o borderline wcale tak wiele nie ma nawet po angielsku. Ponieważ jestem (niestety nadal) skrajną perfekcjonistką skrajną perfekcjonistką to poprosiłam o poprawienie moich błędów i mocne przeredagowanie tekstu- wychowałam się i mieszkam w kraju anglosaskim. Zresztą nie chcę zostać rozpoznana, a przecież po tym jak się pisze też wnikliwa osoba mogłaby się kapnąć (tu wjeżdża element paranoiczny).

Księżniczka na ziarnku grochu

Otóż urodziłam się księżniczką, tak od małego mówili do mnie rodzice, że jestem niezwykła, wspaniała, przytulali mnie, uśmiechali się do mnie, byli absolutnie cudowni. Przynajmniej tak to wygląda na zdjęciach i filmikach z mojego wczesnego dzieciństwa. Byli też bogaci, atrakcyjni, popularni i inteligentni- tak mi tłumaczyli od małego: jesteśmy niezwykłą rodziną niezwykłą rodziną– mamy wszystko.

Kobieta z balonami na plaży o zachodzie słońca.

Dobrych wspomnień mam mało

To było dla mnie zawsze dezorientujące. Mówili mi, że jest cudownie ale dobry czas z nimi spędzony mogłabym policzyć na palcach jednej dłoni. Trudno mi odnaleźć jakieś pozytywne, czy choćby spokojne, pogodne wspomnienia z naszego rodzinnego życia  rodzinnego życia. Głównie pamiętam:

  • wieczne balangi- wracali nieprzytomni nad ranem zataczając się i często budzili mnie, bo tak strasznie chcą mnie przytulić,
  • potem zamykali się w pokoju gdzie miałam zakaz wstępu na czas ich “dochodzenia do siebie”,
  • straszne kłótnie, gdzie matka rzucała się na ojca, darła się darła się, okładała go, pluła na niego, rzucała w niego szklankami, wyzywała go od sk. itp.,
  • płacz i bezdenną rozpacz zdradzanej często matki, która u mnie szukała pocieszenia,
  • narzekania ojca na matkę- który u mnie szukał poparcia,
  • o złamanych obietnicach, ciągłej nieobecności (bez przerwy gdzieś podróżowali), schrzanionych urodzinach, świętach nie chce mi się nawet wspominać.

Odmęty piekła

Z czasem ich uzależnienie pogłębiło się i nie chciało im się już podróżować a nawet wychodzić z domu na imprezy. Imprezy zaczęły dziać się w domu. Nasz dom (choć bogaty) stał się, mówiąc bez ogródek, meliną dla wszelkiej maści podejrzanych typów. Miałam wtedy pewnie z 10 lat, zapraszali różnych ludzi… Porządni ludzie raczej się z nimi już nie chcieli zadawać więc byli to dilerzy, alfonsi, prostytutki, czasami jacyś zapomniani artyści i “intelektualiści”.

Przemoc seksualna i każda inna

Moja opiekunka została niestety zwolniona- bo odważyła się powiedzieć mojej matce- że to nie jest atmosfera do wychowywania dziecka. Zostałam sama, samiuteńka… Nie będę wam opisywać szczegółów, dość że przemoc emocjonalna przemoc emocjonalna i seksualna również mnie dotyczyła i to przed 13 rokiem życia. To był niekończący się koszmar- niechętnie wracam do tych wspomnień…

Teraz ja wam pokażę

Czas nastoletniości był nie lepszy- bo wtedy ja z kolei musiałam pokazać że jestem nie gorsza od rodziców. Imprezy, podejrzani faceci, wyuzdane historie.

Szczerze, ja nie wiedziałam nawet, że można żyć inaczej. Rodzice od zawsze powtarzali mi, że najważniejsza jest dobra zabawa, a kimże ja byłam by podważać opinie tych 2 pięknych istot (tak ich widziałam).

Aksamitne dno

Po drodze było kilka prób samobójczych, co moi rodzice skwitowali z serdecznym wprawdzie, ale okrutnym stwierdzeniem: “nie przejmuj się, wyrośniesz mała”. Nawet nie zabrali mnie do psychologa, czułam się zupełnie nieważna; koszmarnie samotna i bezradna. Tylko pieniędzy mi nie brakowało ale to też w sumie był problem. Bardzo trudno zobaczyć dno, kiedy jest z aksamitu, poza tym byliśmy na tym dnie we troje.

Uratuj mnie

Wydawało się, że nic dobrego mnie już w życiu nie spotka, ale wtedy jakimś cudem, na którejś ze swoich eskapad poznałam faceta- psychiatrę i on się uparł, że mnie uratuje (naczytał się tamtej książki). Łaził, łaził, aż wyłaził, był jak natrętna mucha. Wydawał mi się nudny, bo za mną łaził, poza tym nie ćpał, a przy mnie nawet nie pił.

Na początku tolerowałam jego towarzystwo, był przydatny, zawsze zawiózł mnie do domu, pilnował żebym żyła, był koło mnie cały czas (prawie wtedy nie pracował ze względu na mnie). Po paru miesiącach stał mi się tak bliski, że w końcu nie mogłam bez niego żyć. Wtedy mnie zaskoczył, bo kiedy już zobaczył, że naprawdę mi zależy, że chcę z nim być- postawił mi warunek- terapia.

Tylko to co potem ma znaczenie

To właśnie o tym chciałam napisać, bo cała reszta nie ma znaczenia, cała reszta to przeszłość. Jest tylu ludzi na świecie którzy mają przesrane dzieciństwo, dzisiaj to rozumiem, kiedyś uważałam, że moje cierpienie jest absolutnie wyjątkowe we wszechświecie. Uprzedzam fakty, przejdziemy przez moje leczenie wspólnie, krok po kroku.

Terapia oparta na wglądzie czy coś

Na początku wylądowałam w zwykłej terapii opartej na wglądzie – chyba – nie wiem, wtedy się jeszcze nie znałam (teraz jestem ekspertem). Wtedy nauczono mnie, lub ja to sobie tak zinterpretowałam- że wszystkiemu winni są moi rodzice. Z wielu sesji wychodziłam zapłakana, w dużo gorszym stanie niż przed spotkaniem. Wracanie do tych przeżyć, opowiadanie ze szczegółami o moich wszystkich rozczarowaniach i błędach które popełniłam z kiwającym (jak te pieski) głową terapeutą w tle to były jakieś dodatkowe tortury na które nie byłam przygotowana.

Ciągle oporowałam

Zmieniałam więc terapeutów, choć Paul (mój narzeczony) zawsze był mocno rozczarowany że “się poddaję tak łatwo”; “przejawiam opór” i wszystkie te pierdoły, jakby dla mnie odejście z kolejnej terapii było łatwe. Nieeee, w tamtym czasie traktowałam to już bardzo poważnie.

Terapeuta wystarczająco dobry

W końcu znalazłam terapeutę- mężczyznę (nie potrafiłam wtedy rozmawiać z kobietami) który faktycznie mnie słuchał, przejawiał podstawowe zrozumienie i akceptację i dał mi ciepło którego tak desperacko wtedy potrzebowałam. Naprawdę wiele dostałam. Byłam u niego 3 lata, nim kazał mi odfrunąć z gniazda, twierdził, że już nic więcej dla mnie nie ma. Było mi bardzo smutno, czułam się porzucona, ale na szczęście mieliśmy czas żebym nad tym popracowała i kończyliśmy nasza współpracę stopniowo.

Pierwsza ukończona terapia i abstynencja

W końcu byłam nawet trochę dumna z siebie że udało mi się ukończyć jakąś terapię, nie przerywać jej, nie uciekać. Niestety efekty leczenia średnio mnie zadowalały. Ponieważ zrezygnowałam z substancji i byłam w 100% abstynencji to było jeszcze gorzej niż wcześniej, bo straciłam swoją metodę radzenia sobie :/
To oczywiście fatalna metoda, ale do któregoś momentu działała.

Wiem, ale nie potrafię inaczej

Wiedziałam już dlaczego robię te różne okropne rzeczy (w dużym skrócie: bo jestem wrażliwa+moje środowisko rodzinne+kilka traum), ale nic nie mogłam z tym zrobić.

przykład:

  • mój chłopak był na praktykach w szpitalu- jasne że nie mógł odebrać telefonu, czy oddzwonić i ja to wiedziałam, racjonalnie. Co z tego i tak dostawałam szału. I teraz- kiedyś- uważałabym że on jest winien- bo mi się ten kontakt należy i koniec (więc dla mnie łatwiej byłoby to znieść). Teraz wiedziałam, że problem jest we mnie, że wkurzam się na niego, bo czuję lęk przed porzuceniem tak straszny, uwierzcie mi, że nie ma słów na opisanie takich emocji. Normalny człowiek po prostu ich nigdy nie odczuwa więc nie wymyślił nazw na bezsilność która podchodzi do ciebie, wyrywa ci serce i jeszcze śmieje się z ciebie, że taka jesteś słaba i beznadziejna, wtedy dodatkowo zalewa cię wstyd i nic nie możesz z tym zrobić.

Nie chcę już taka być

To wszystko jest tak ciężkie (na miłość boską mówimy tylko o braku kontaktu z narzeczonym przez kilka godzin!) że najchętniej bym sobie coś zrobiła, cokolwiek, by przestać to czuć. Samouszkodziła, objadała się, zażyła cokolwiek, może coś przedawkowała? albo chociaż awanturowała aż zdarłabym sobie głos. Tylko ja nie chciałam już tak robić.

Jak zwierzę w klatce

Nie wiedziałam jak to powstrzymać, chodziłam po pokoju jak tygrys w klatce, z kąta w kąt, płakałam, wyłam, nawet się pomodliłam, nic nie pomagało– wytrzymywałam może godzinę, w końcu wysyłałam 30 smsów, 20 nagrań na pocztę. Na szczęście On wiedział, że jestem chora i uparł się, że mnie uratuje (jego słowa zainspirowane tą książką).

Wybaczał mi wszystko

Wybaczał mi, wszystko mi wybaczał, ale widział też jak mocno walczę. Przez lata nie opuściłam żadnego spotkania psychoterapii, robiłam 90% prac domowych (to już później, kiedy były mi zadawane) byłam bardzo mocno zmotywowana– chciałam kiedyś zostać dobrą mamą- wiedziałam, że do tego muszę okiełznać swoje emocje.

Gadanie o tym jak jest źle

Potem szłam do swojego terapeuty, zresztą 2 razy w tygodniu i gadałam jak mi jest źle i jak bardzo sobie nie radzę. On coś mówił, albo i nie mówił, ja nurzałam się w swojej beznadziei, często wracając do mojej jeszcze gorszej przeszłości.

Mnóstwo problemów

Problemów miałam wiele, kilka zaburzeń osobowości:

Uzależnienie okiełznałam

Co do uzależnienia u nas wszyscy chodzą do AA to jest zupełnie normalne i ja również chodziłam i chodzę do dzisiaj- bardzo, bardzo mi tam pomogli. Na początku potrzebowałam dosłownie codziennego wsparcia, jeśli chodzi o używki i rzeczywiście je tam dostawałam. Poznałam ludzi, którzy mieli dokładnie te same problemy i tak samo je przeżywali. Wreszcie miałam przyjaciół i znajomych.

W pewnym momencie uznałam, że terapia to straszne gówno, że właściwie lepsze są meetingi. No ale mój facet nie ustawał w poszukiwaniach i wynalazł leczenie dla mnie.

Terapia DBT

Tak trafiłam na terapię DBT, specjalnie skrojoną na mnie. Nie było wcale łatwo się tam znaleźć, najpierw musiałam udowodnić swojemu terapeucie, że naprawdę mi na tym zależy, że dam z siebie wszystko. Udało mi się go jakoś przekonać. Wtedy zaczęła się moja podróż w lepsze miejsce.

Potem zaczęły się dziać dobre rzeczy

Było mi bardzo ciężko zrozumieć, że każdy żyje najlepiej jak potrafi, no k* nie! Nie moi rodzice! jak mogli dopuścić do tych wszystkich koszmarów, które mnie spotkały?!
Na razie postanowiłam to zostawić i założyć, że większość ludzi żyje najlepiej jak potrafi (za wyjątkiem moich rodziców i paru osób, które mnie skrzywdziły).

Obwinianie Ofiary

Jednak równie surowo oceniałam siebie. Uważałam, że powinnam być bardziej stanowcza! Mimo wszystko uwaga starszych facetów sprawiała mi przyjemność. Czyli! to moja wina! Nieważne że byłam dzieckiem, potem byłam nastolatką – powinnam była działać. To moja wina! (tak wtedy myślałam i bardzo się za to nienawidziłam).

Poczucie żalu mnie zalewało

Ciągle tkwiłam w przeszłości (nic dziwnego w końcu moje poprzednie terapie na tym polegały – teraz to wiem). Byłam zła na mojego terapeutę że mam być tu i teraz i odpuścić myślenie o tym. Niby zgadzałam się z nim, że ruminowanie nic mi nie da, ale tak trudno mi było to puścić, to było ze mną tyle lat. To usprawiedliwiało mnie tyle lat. Kim teraz będę? Będę musiała naprawdę wziąć się z życiem za bary, to mnie przerażało.

Mama mnie przeprosiła

Moi rodzice w między czasie też poszli na odwyk, a właściwie moja mama, która rozwiodła się z ojcem i desperacko próbowała mnie przeprosić w ramach 4 kroku (Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów) – taaak wiem, ten bóg może drażnić niektórych, jak i mnie drażnił, ale w ramach DBT uznałam wtedy że to po prostu Mądry Umysł który jest we mnie. Przeprosiny mojej mamy faktycznie dużo mi dały, uprawomocniły mnie i pomogły zrozumieć, w końcu poczuć że ta straszna przeszłość naprawdę nie była moją winą.

$ zabrał ojciec i gasł w oczach

W tamtym momencie nie było już pieniędzy, bardzo ironiczne- prawda? kiedy było uzależnienie i totalny syf, pieniędzy było w bród, teraz kiedy naprawdę by się przydały na coś sensownego jak na przykład studia, dupa, ojciec zabrał wszystko i stopniowo gasł w oczach.

Przestałam się z nim widywać, to tak strasznie bolało widzieć go jak z fajnego (przynajmniej z wyglądu i uroku osobistego) faceta zmienia się w szarego, chudego, zaniedbanego totalnego ćpuna.

Jednak nie potrafiłam wybaczyć

Czas leciał a ja nie mogłam wybaczyć moim rodzicom (teraz trochę bardziej ojcu), wisiałam na tej krzywdzie jak na sznurze. Po latach nurzania się w przeszłości (sama miałam takie tendencje, pogłębione jeszcze przez lata terapii) trudno było mi tak po prostu to zostawić.

Dorosnąć – to nie fair!

Powiedzieć: dobra- tamto było kiedyś, teraz jestem ja, dorosła (to słowo napawało mnie przerażeniem) i tylko ja mogę siebie naprawić.

To było tak strasznie niesprawiedliwe 🙁

Urodziłam się cudowną kochaną dziewczynką, taką kruszynką (byłam wcześniakiem i ogólnie jestem drobna), a potem te wszystkie okropne historie, gwałty, molestowania, zaniedbanie, wyzywanie, szydzenie i zastraszanie. We własnym domu, gdzie powinnam się czuć bezpiecznie. Jak tak można?!
No ale to nie prowadziło mnie naprzód. Przyszedł ten dzień, że mój terapeuta powiedział:

Szczera rozmowa z Terapeutą

Wtedy mój psycholog wziął mnie na tak zwaną “szczerą rozmowę”. Brrr, strasznie tego nie lubiłam, zawsze czułam okropny wstyd, nawet jeśli jego upomnienie było drobne, albo mówił  mi o swoich emocjach w relacji ze mną (przecież tylko ja mogę mieć emocje!). Tym razem jednak rozmowa była bardzo poważna:

-Słuchaj, w te albo we wte, czuję że przeszłość wisi ci kamieniem u szyi!

Romantyczne, odklejone Fantazje

-Możemy się tą przeszłością zająć (konkretnie ewentualnym PTSD), ale z drugiej strony nie możemy dopóki będziesz snuć te swoje chore, romantyczne fantazje jak to się unicestwiasz i rzucasz w ocean w białej kiecce.

wreszcie zrozumie swój błąd


A potem twój ojciec wreszcie zrozumie swój błąd i po bardzo wystawnym pogrzebie zmieni swoje życie, wróci do twojej matki i te wszystkie tam bzdety (nie miałam mu za złe takiego słownictwa, gadaliśmy normalnie, jak w bardzo dobrej relacji, zresztą kiedyś wyznał mi, że sam też przeszedł podobne piekło).

Magiczna pigułka, magiczny terapeuta, magiczny partner

– Albo że nagle ja, magicznie Cię uleczę – kontynuował – albo twój ukochany (psychiatra) nagle znajdzie magiczną pigułkę która usunie twoje cierpienie. Czy że tata tak po prostu znormalnieje, będą znowu razem z twoją mamą i życie stanie się pasmem balów i przyjęć. Wszyscy będziecie znowu razem a na święta przyjedzie dalsza rodzina i wszyscy będą siedzieć w pluszowych szlafrokach przy kominku, ciepło się do siebie uśmiechać, otwierać wyłącznie trafione prezenty, ty w tle będziesz grała na fortepianie piosenki świąteczne Sinatry, a za oknem przejedzie ciężarówka Coca-Coli w olśniewającym pokazie płatków śniegu (taaak, wszyscy mamy podobne odklejone marzenia o świętach).

Nic się samo nie zrobi!

Ale on jeszcze nie skończył swojej przemowy.
Wiara w to, że cokolwiek jest w stanie skasować bezlitośnie zniszczone dzieciństwo i naprawić szkody jest z Harry’ego Pottera. TO NIE JEST MOŻLIWE! Wiem, to okrutnie niesprawiedliwe. Naprawdę chciałbym żeby było inaczej, wiele bym zrobił, żeby było inaczej, bo wiem jak strasznie cierpisz. Jednak przyszedł właśnie ten dzień: albo bierzesz sprawy w swoje ręce, albo niestety musimy zrobić przerwę w terapii; niestety za długo z tym czekałem, bo mam do ciebie słabość, jak wiele innych osób (-taki to podobno typ osobowości). Nie mogę jednak robić tego co oni, czyli pobłażać ci bez końca.

Masz tydzień do namysłu

Ale jak to, JAK TO? Przecież on nie może ode mnie czegoś takiego wymagać! Jakim prawem? odezwała się moja narcystyczna matka w mojej głowie. zaraz potem doszły jednak inne moje cechy, tak strasznie się bałam, że stracę mojego terapeutę. To był pierwszy facet który naprawdę mnie rozumiał i pierwszy z którym miałam prawdziwy, fajny klimat (terapeutycznie).

Decyzję podjęłam właściwie od razu (tak się bałam porzucenia). Napisałam do niego wiadomość: dobra, zostawiam to, pier**** mam dość! będę trenować mindfulness cały czas, robić wszystkie prace domowe z grupy (a chodziłam na nią już baaardzo długo, wstyd mi teraz przyznać) nie chcę już tak żyć!

Nic mi się od świata nie należy

Tak naprawdę to był punkt zwrotny w moim życiu. Zrozumiałam, że nic mi się nie należy, że jestem człowiekiem jakich wielu, że tak naprawdę jest mnóstwo ludzi, którzy mają o wiele, wiele gorzej niż ja. Przestało mnie to dołować jak kiedyś: no właśnie inni mają gorzej a ja tak rozpaczam, tym razem dało mi siłę, myślałam mam tak wiele!

Wreszcie zrozumiałam i poczułam współczucie

Co do mojej przeszłości i tego że każdy żyje najlepiej jak potrafi, wreszcie to poczułam. Wszyscy ci źli ludzie z gazet, oni też bardzo cierpieli w dzieciństwie i nie potrafili inaczej, czy mam ich za to kochać, nie, oczywiście że nie, ale przynajmniej potrafię ZROZUMIEĆ.
Moi rodzice byli tak samo albo właściwie dużo bardziej zagubieni ode mnie. Błądzili tak długo we mgle aż totalnie się zagubili. Mój ojciec zgwałcony przez księdza, matka bita przez swoją matkę prawie do nieprzytomności. Oni też kiedyś byli dziećmi, zupełnie tak samo jak ja. ZROZUMIAŁAM, że nie potrafili inaczej i nic nie mogło się inaczej potoczyć. Jeśli naprawdę chcę coś zmienić muszę patrzeć w przyszłość.

Przyszłość, wreszcie żyję!

Wtedy podjęłam decyzję że też chcę pomagać innym dzieciakom takim jak ja kiedyś. W końcu wprowadziłam w czyn zalecenia mojego terapeuty który od zawsze powtarzał mi, że w depresji pomaga pomaganie i aktywność (między innymi). Zaangażowałam się w wiele działań charytatywnych, pomagałam dzieciakom z trudnych środowisk. Zaczęłam się uczyć, by zostać kiedyś pracownikiem socjalnym. Szkoła też była wyzwaniem, ale pierwszy raz w życiu naprawdę mi na niej zależało. Siedziałam i naprawdę się uczyłam. Jak nigdy dotąd. Kiedy zaczęłam dostawać lepsze stopnie poczułam, że jeśli wezmę się do roboty to może mi się udać.

Fajna Praca, moja 1 noga

W tym czasie w jednej z tych stowarzyszeń dobroczynnych, trafiłam na bardzo fajną szefową. Tak bardzo mnie polubiła że postanowiła mnie zatrudnić. Latałam pod samo niebo! Byłam tak bardzo z siebie dumna. od tamtej pory sprawy uczelniane czy zawodowe nie były już dla mnie problemem. Wszystko szło jak po maśle i dawało mi wiele satysfakcji. Jasne, był też stres, ale tutaj z całych sił wprowadzałam w życie moje umiejętności regulowania emocji, czy inne których się uczyłam.

pozostała inna kwestia…

Mój związek

Mój związek z psychiatrą. Byliśmy ze sobą już baaaardzo długo i zaczynało mnie to nudzić? Nie wiem…

Nie czułam już potrzeby przesiadywać do rana owinięta w koc i wtpatrywając się w niego cielęcymi oczami. Zaczynać dzień od ognistego seksu. Pisać kilometrowe listy miłosne. Gotować specjalne potrawy dla niego. Część tej energii ulokowałam w innych relacjach, koleżeńskich, ba! miałam pierwszą kandydatkę na przyjaciółkę i paczkę znajomych.
No i praca. Pomagałam rodzinom które mieszkały w najgorszych dzielnicach, przemoc była dla nich codziennością. Ci ludzie naprawdę mnie potrzebowali.

Praca nad związkiem

Paul nie przyjął tego łatwo i wcale mu się  nie dziwię. Nie dość że nie był już moim ratownikiem, to jeszcze zaczęłam sobie naprawdę dobrze radzić i uwaga! zaczęłam mieć wymagania. To znaczy wcześniej też miałam wymagania, ale wyrażałam je w dzikich awanturach, a potem było mi tak wstyd, że ze wszystkiego się wycofywałam i przepraszałam. Ewentualnie stawiałam sprawy na ostrzu noża co powodowało chwilową poprawę, ale potem wszystko wracało do normy. Ja i tak nie czułam że mogłabym odejść, to wydawało mi się zupełnie niemożliwe i Paul o tym wiedział.

Asertywność w relacji

Jednak teraz było inaczej. Wiecie jak w debete wygląda asertywna komunikacja? Stosuje się schemat DEARMAN i mimo że było to dla mnie koszmarnie trudne to w końcu zaczęłam go stosować. Na przykład (według tego schematu):

Paul, w tym tygodniu 5 dni z rzędu przyszedłeś do domu po 24, czuję smutek i frustrację, mam myśl, że mówiłam ci jak ważny jest dla mnie sen i max 24 muszę iść spać. Chciałabym żebyś wracał o 20, dzięki temu nasz związek będzie lepszy, spędzimy razem czas, ja będę spokojna, szczęśliwa i będę miała większą ochotę na seks, ty przestaniesz się tak przepracowywać i sprawisz że poczuję się ważna dla ciebie, nasz związek będzie bardziej udany.

Terapia par

Zdecydowaliśmy się też na terapię par (w końcu) wcześniej niestety nie było to możliwe, bo tak zalewały mnie emocje, że każdą sesję tym rozwalałam. W końcu udało nam się dogadać. Dzisiaj jesteśmy już kawał czasu po ślubie, mamy dzieci, życie płynie nam spokojnie (trochę za spokojnie na mój gust, ale mam na to różne zdrowe sposoby).

Normalne życie

Jest dobrze. To znaczy są momenty trudne, regulowanie moich emocji, mojego nastroju wciąż czasami jest wyzwaniem. Już dawno zaakceptowałam, że pewne rzeczy się nie zmienią, albo będą się zmieniać bardzo powoli (np. wrażliwość, impulsywnośćimpulsywność, podatność na stres). Jednak kiedy zapytasz mnie o moje życie, życie mojej rodziny to powiem ci, że jesteśmy zadowoleni, a to przecież bardzo dużo.

Choroba Przewlekła

Myślę, że jak w każdej chorobie przewlekłej mam różne ograniczenia i przez to jest trudniej mi i trudniej ze mną żyć. Jednak czy powiedziałbyś osobie chorej na cukrzycę (która również wpływa na emocje i nastroje) że nie powinna się wiązać, mieć dzieci; czy podważałbyś jej słowa, albo pamięć wydarzeń, jej emocje, czy kompetencje zawodowe? Cóż w BPD (borderline) i ogólnie wielu problemach psychicznych tak właśnie się dzieje. Dlatego napisałam tą historię, myślę że ważne jest dzielenie się nią, byście dowiedzieli się jak ważna jest praca nad sobą, że istnieją skuteczne metody i że szczęście jest możliwe.

Nie pamiętam już dawnej siebie

Tamtą siebie pamiętam jak przez mgłę. Zmieniłam się bardzo, tak bardzo że czasami prawie nie mogę zrozumieć jak coś w ogóle mogło być dla mnie tak strasznie trudne. Udało mi się jednak to odtworzyć, bo mój pierwszy terapeuta kazał mi pisać dziennik, w co się dość zaangażowałam. Dzisiaj jak czytam siebie z tamtych lat, nie mogę uwierzyć że to byłam ja, że tamte zdarzenia, emocje, myśli, oceny, krytyczność, wybuchy naprawdę należały do mnie…

Qries

Cześć! to ja – Vivian. Zaczęłam ten blog i staram się pisać jak najczęściej albo publikować artykuły innych naszych autorów. Na emocje.pro nie mamy żadnych reklam i to się nie zmieni.
Pisanie czy publikowanie takiego artykułu zajmuje mnóstwo czasu i energii, dlatego proszę Cię śledź nasze konta społecznościowe i w ten sposób okaż swoje wsparcie dla naszych działań.
To naprawdę ważne, bo coraz mniej ludzi czyta a młode osoby oglądają głównie filmy, ewentualnie tiktoki czy skróty na instagramie. Z większą ilością followersów będziemy w stanie dotrzeć do tych młodych osób (np. linki na instagramie można umieszczać od 10 000 fanów).
Mimo ogromnej ilości czytelników bloga nasze konta (FaceBook, youtube, spotify lub czytelniejszy soundcloud) są wciąż mizerne – naprawdę potrzebujemy Twojej pomocy.
A poniżej wszystkie nasze linki i konta:

Vivian Fiszer
Vivian Fiszer

psycholog, terapeutka DBT, pasjonatka psychoterapii 3 Fali (DBT, ACT, CFT), wiceprezes Fundacji BPD. Interesują mnie głównie problemy zaburzeń osobowości, intensywne emocje i problematyczne relacje. Prowadzę szkolenia, wykłady w szkole podyplomowej SWPS.

Artykuły: 287