BPD- Moja historia- Ruda
okaż nam sympatię i podaj dalej:
Zaburzenie Osobowości z Pogranicza. Ruda, prawdziwa, dramatyczna historia borderline i tego jak terapia może pomóc przy burzliwych emocjach.
Nowa historia osoby cierpiącej na zaburzenie osobowości z pogranicza zaburzenie osobowości z pogranicza, jak zawsze odważna i dająca nadzieję, która jest tak potrzebna.
Dyskusyjne komentarze będę odsyłać do autorki, więc mogą pojawić się z opóźnieniem (linki są dodane przeze mnie).
Chciałabym podkreślić, że wszelkie szczegóły (w każdej historii) są zmienione, by osoba nie mogła zostać rozpoznana, więc, jeśli się komuś wydaje, że zna tę osobę, to wrażenie przypadkowe.
UWAGA: historia zawiera wiele drastycznych fragmentów, które mogą być wyzwalaczami, jeśli cierpisz z powodu samouszkodzeń, PTSD lub masz naprawdę kiepski dzień i mimo tego ostrzeżenia chcesz to właśnie dzisiaj przeczytać to proszę przeczytaj najpierw od tego fragmentu.
Wołają na mnie Ruda. Mój koszmar zaczął się w dniu narodzin.
Od tego momentu toczę walkę między życiem a śmiercią. Na świat przyszłam w marcu, w siódmym miesiącu ciąży. Ciężko chora, w krytycznym stanie, jakimś cudem przeżyłam, a może nie cudem, tylko po to, żeby móc dzielić się z każdym, kto tego potrzebuje, swoją historią?
Wczesne dzieciństwo – mgła
Z bardzo wczesnego dzieciństwa niewiele pamiętam.
Rodzice opowiadali, że mając 2 latka zatrułam się papierosem, jak i dlaczego go zjadłam? Tego nie umieli wyjaśnić i znowu lekarze nie dawali mi żadnych szans na przeżycie i znowu wbrew wszelkiej logice i wiedzy medycznej wyzdrowiałam.
Przedszkole było rajem na ziemi
W wieku przedszkolnym byłam bardzo towarzyskim dzieckiem, uwielbiałam bawić się z innymi. Przedszkole było rajem na ziemi, byłam ciekawa świata, wszędzie było mnie pełno. Buzia mi się nie zamykała, przynajmniej tak twierdzili dorośli.
W tym czasie jeden dzień utkwił mi szczególnie w pamięci. Poszłam do przedszkola zapłakana. Rodzice w domu się pokłócili i chcieli się rozwieść. Strasznie się bałam, że ich stracę.
Strach, lęk, niepokój
Drugą rzeczą jaką zapamiętałam z tych czasów jest pogrzeb prababci.
Pamiętam, że towarzyszył mi strach, lęk i niepokój. Pamiętam trumnę i to, że byłam na rękach u dziadka. Często nie mogłam zasnąć albo budziłam się z krzykiem. Zamykając oczy widziałam czarną dziurę, która mnie wciąga. Niesamowicie się bałam. Z tego okresu życia więcej chyba nie pamiętam.
Pasem po tyłku
Czas szkolny pamiętam zdecydowanie lepiej. Od czego by tu zacząć… Klasówka z matematyki i moja pierwsza jedynka w życiu. Skreśliłam ją z dzienniczka tłumacząc rodzicom, że wychowawczyni się pomyliła, przecież piątkowa uczennica nie mogła dostać najniższej oceny, a tym samym przynieść wstyd rodzicom. Nie zapomnę tego dnia do końca życia. Wywiadówka. Wtedy po raz pierwszy w życiu dostałam pasem po tyłku, nie wiedząc do końca za co.
Do dnia dzisiejszego mam żal do matki o to. Wolała użyć siły zamiast wytłumaczyć mi, co źle zrobiłam. Niby tym chciała pokazać mi, że kłamstwo ma krótkie nogi i wymusić na mnie prawdomówność. Nie wyszło jej. Osiągnęła wręcz odwrotny skutek.
Kłamstwa ze strachu i więcej bicia
Coraz częściej zatajałam oceny, kłamałam na potęgę, mimo iż cholernie bałam się matki.
Coraz częściej przez kłamstwa dostawałam dostawałam lanie i tak ciągnęło się to, aż do gimnazjum. Zaciskałam zęby i powstrzymywałam łzy, co matkę doprowadzało do szału – bo według niej, nie okazywałam skruchy. Kiedy mnie biła ja w myślach ją przeklinałam. Coraz częściej sprawiałam kłopoty wychowawcze. Wyprowadzałam rodziców z równowagi, na przekór wszystkiemu. Narodził się buntownik.
10 lat i zły dotyk
Mając dziesięć lat, pierwszy raz poznałam smak złego dotyku.
Moim prześladowcą był tapeciarz, który robił u nas remont. Gdy zostawałam z nim sama w pokoju, serwował mi sprośne dowcipy, a później kiedy na nie, nie reagowałam zaczynał mnie obmacywać, łapanie za piersi i pupę.
Gęsia Skóra
Na sam jego widok dostawałam gęsiej skóry i jedyne na co miałam chęć, to zwymiotować mu na te łapska i buty, to było totalne obrzydzenie.
Terror
Oczywiście straszył mnie mówiąc, że nikt mi i tak nie uwierzy, jeśli się poskarżę. Dezorientacja, przerażenie, wstyd, lęk, strach, to jedyne co pamiętam z tego okresu. Byłam dzieckiem. Pieprzony pedofil. Żona policjantka, czuł się bezkarnie.
Ratunek
Napięcie związane z tą sytuacją każdym dniem się potęgowało. Nie wytrzymałam, powiedziałam o wszystkim starszej siostrze. Ojciec wyrzucił go z mieszkania. Spadał ze schodów z prędkością światła. Poczułam wielką ulgę. Już więcej nie będę musiała oglądać tej paskudnej gęby.
Pedofilów jest wielu
Na podstawie moich obserwacji twierdze, że takich indywiduów jest bardzo wielu, wystarczy tylko poobserwować, wystarczy zachować czujność. Sąsiadem mojej babci też był podstarzały tetryk gustujący w dziewczynkach.
Obleśny sąsiad babci
Jeśli miało się dużo szczęścia, to udawało się uciec przed nim, jeśli nie – łapał swoimi brudnymi łapami dziewczynki i tulił się, obmacując każdą po dopiero rozwijających się piersiach.
Jedną z takich przyłapanych byłam i ja. Znowu ja. Składał mi propozycje i prawił świństwa. Trwało to przez jakiś czas dopóki nie dorosłyśmy i przestawałyśmy dawać się molestować. Zmowa milczenia przetrwała do dziś. Nikt by nam i tak nie uwierzył .
Jak to możliwe aby porządny, spokojny człowiek molestował nieletnie, nie mieściło się to w głowach i normach etycznych osób dorosłych.
Koszmar gimnazjum
Gimnazjum to był najgorszy etap w moim życiu. Wieczny chaos. Bunt. Początki autodestrukcji. Nowa szkoła, nauczyciele, klasa i ja. Nie mogłam się odnaleźć. Zagubiona, przestraszona, wycofana.
Były ze mną coraz większe problemy wychowawcze. Pierwsze papierosy, drobne kradzieże z portfela matki. Wieczne pretensje i kłótnie.
Kłopoty to moja specjalność
Z dobrej uczennicy przeobraziłam się w koszmar rodziców i nauczycieli. Kłopoty to moja specjalność. Słabe stopnie z każdego przedmiotu, z wyjątkiem języka niemieckiego. Tu same piątki i szóstki w dzienniku przy moim nazwisku. A to za sprawą jednej osoby, mojej ówczesnej wychowawczyni.
Dobra relacja
Lubiłam ją. Młoda z luzackim podejściem. Byłam jej pupilkiem, sama nie wiem czym zasłużyłam sobie na ten zaszczyt. Spędzałam po lekcjach kilka godzin w jej klasie czytając czasopisma po niemiecku. Nasza relacja nie przypominała relacji uczeń – nauczyciel. To było coś więcej. Często rozmawiałyśmy ze sobą na poboczne tematy. Traktowała mnie zupełnie inaczej aniżeli resztę uczniów. Bawiła się moimi włosami, prawiła komplementy. Więź między nami zacieśniała się. Czułam się akceptowana, ważna, zrozumiana. Mogłam się jej zwierzyć ze wszystkiego. W przeciwieństwie do moich rodziców. W domu zamykałam się w sobie, odizolowałam, zbywałam rodziców.
Żałowałam, że moją matką nie jest ona. Szkoła była całym moim życiem… Nie! To nie szkoła. Język niemiecki był najważniejszy i ona, wspaniała nauczycielka, bogini. Liczyła się tylko ona, wszystko inne nie miało znaczenia.
Zazdrość? rodziców
Rodzicom przeszkadzały nasze kontakty. Próbowali zniszczyć tą relację. Nienawidziłam ich za to. Coraz częściej dawałam im pretekst do krzyku, krytyki.
W szkole coraz gorzej sobie radziłam, jedynka za jedynką, kolejne kłamstwa i kolejne przywoływania do porządku, poprzez bicie, już nie tylko po tyłku.
Samouszkodzenia, alkohol
Miałam dość. Emocje mną targały. Ukojenie znalazłam w samouszkodzeniach i alkoholu.
Pomagały, rozluźniały, dyscyplinowały.
Uzależniona od samozniszczenia.
Chwilę przyjemności znajdowałam też w masturbacji. Uciekałam w swój świat, bezpieczny świat. Świat fantazji.
Przemoc emocjonalna
Każdego dnia znajdowałam powód by się samouszkodzić. Wystarczyło krzywe spojrzenie, drobna uwaga. Nie radziłam sobie. Ciągłe problemy z nauką i nauczycielami, pierwsze wagary, komentarze nauczycieli w stylu:
- jesteś głupsza niż nogi od stołu,
- co ty robisz, myślisz?
- chyba żartujesz,
- myślenie nie boli itd.
Mniej niż zero
Moja samoocena była poniżej zera. Czułam się jak śmieć, nikomu nie potrzebna, wszystkich rozczarowywałam. Coraz częściej dokuczały mi objawy somatyczne, ciągłe zawroty głowy, drżenie rąk, przyspieszone bicie serce, niepokój, lęk, strach, problem z oddychaniem. Hiperwentylacja. Każdego dnia męczyły mnie te objawy. Co drugi dzień byłam zwalniana ze szkoły do domu z powodu złego samopoczucia. Badania lekarskie wskazywały, że wszystko u mnie jest w normie, zrzucano wszystko na burzliwy okres dojrzewania.
Próba S
Któregoś dnia nie wytrzymałam. Ukradłam matce Xanax ( lek psychotropowy). Miałam dość życia, chciałam zniknąć, przed lekcjami wzięłam wszystkie tabletki z opakowania, mało pamiętam z tego dnia. Ostatnie słowa które wypowiedziałam brzmiały „przydałoby się zaczerpnąć świeżego powietrza”.
Później karetka, na sygnale zawiozła mnie do szpitala, obok mnie była matka. W szpitalu standardowo zrobiono mi płukanie żołądka, kilka dni pobytu na toksykologii, a miesiąc później trafiłam na kardiologię: powód bardzo częste omdlenia i zbyt wysokie tętno, momentami dochodziło do 280.
Rozpoznanie: zaburzenia emocjonalne
Rozpoznanie: zaburzenia emocjonalne. Konsultacja w poradni psychiatrycznej.
Nie miałam siły, jedyne o czym marzyłam- unicestwienie. Poprosiłam o skierowanie do szpitala. I tak pierwszy raz trafiłam do „wariatkowa”. Tam przeżyłam pierwszą dziecięca miłość, odrzucenie, samouszkodzeń ciąg dalszy, natrętne myśli, tam tez dostałam swoje pierwsze leki psychotropowe. Tam poczułam nienawiść do rodziców. Poczułam odcięcie od życia na zewnątrz i bezpieczeństwo za kratami.
2 miesiące wolności
Po leczeniu szpitalnym wróciłam do szkoły. Wytrzymałam z dwa miesiące na wolności. Wszystko wróciło na nowo, somatyka szalała, myśli szalały zaczęłam się od nowa ciąć i marzyć o unicestwieniu.
By ten ból się skończył
Znów szpital. Znów leki. Pozorne bezpieczeństwo. Wycofanie. Lęk, strach, nienawiść do siebie i innych. Ucieczka od życia. Ciągła walka sama ze sobą. Silny przymus ukarania się za wszystko, za to że żyje. Samouszkodzenia towarzyszyły mi w każdym momencie. Pomagały osiągnąć spokój.
Kości pogruchotane od uderzeń w ścianę. Założyli mi szynę na rękę bo nie dawałam jej szans na wygojenie.
Ciągły chaos myśli. Zapinanie w pasy, psychotropy i byłam jak „zombie”, niezdolna do własnych myśli i odczuć.
Przepustki
Dostawałam przepustki na weekend. Nie mogłam się odnaleźć w domu, źle się czułam poza murami szpitala. Autoagresja się nasilała, a ja błagałam o powrót do szpitala. Na jednej z przepustek odwiedziłam siostrę, nie było jej w mieszkaniu, zastałam tam szwagra. Postanowiłam na nią zaczekać.
Przemoc seksualna
Rozmawialiśmy, a w pewnym momencie szwagier zaczął mnie przytulać i całować, wyznając miłość. Kolejny raz zaznałam tego dotyku. Odsunęłam się od niego, zniesmaczona, z wizją poprzednich doświadczeń. Zaczął zbliżać się do mnie, prosiłam, tłumaczyłam że jest mężem mojej siostry, ale na nic to się zdało. Nie chciałam tego. Bałam się. Był silniejszy. Nie miałam szans się bronić. Ten dotyk. Okropność. Chciałam po raz kolejny umrzeć. Udało mi się uciec.
Wstyd, chaos
Znów dezorientacja, chaos, chęć skrzywdzenia się. Wstyd, upokorzenie, emocje targały mną w każdą stronę. Kilka dni trwał wieczny chaos myśli i karania się. Nie wytrzymałam. Musiałam wyrzucić to z siebie. Nie dawałam sobie znów rady sama ze sobą. Zwierzyłam się koleżance matki (przybrana ciotka). Okazała zrozumienie. Lżej na sercu. Ale wstyd pozostał.
Kto by słuchał wariatki?
Rodzice zrobili awanturę siostrze i jej mężowi, on wybronił się, wyszło, że wszystko zmyśliłam, nikt mi nie uwierzył, bo kto by słuchał wariatki. Miałam żal do wszystkich, potworny żal. Siostra mnie znienawidziła. Miałam zakaz wstępu do jej mieszkania. Rodzina się ode mnie odwróciła. Moim domem był szpital, tylko tam czułam się w miarę dobrze. Po kilkunastu tygodniach znów opuściłam placówkę i musiałam zmierzyć się z rzeczywistością. Nie potrafiłam. Wagary, kłamstwa, kłótnie, wieczna krytyka i nienawiść jakiej doświadczałam od rodziców.
Obsesja
Wszystko w środku krzyczało „zabij się”. To był mój cel. Ale samobójstwo było ostatecznością, ja musiałam cierpieć, ten przymus autodestrukcji i do tego alkohol, samouszkodzenia, leki, masturbacja. Tym sposobem nastąpiło zupełne zmęczenie życiem. Przydzielono mi nauczanie indywidualne w domu. Wytrzymałam pół roku.
Próba nr 2
Emocji wewnątrz mnie był ogrom. Nie wytrzymałam i po raz kolejny postanowiłam odebrać sobie życie. Znów mnie odratowali, dlaczego? Przecież chcę umrzeć, czy to tak trudno zrozumieć? Śmierć jest moim wybawieniem. Znów szpital, leki i moje upragnione mury szpitalne. Kolejne miesiące bezpieczeństwa, zamknięcia. Szpital albo cmentarz – to był cel. Innego wyjścia nie brałam pod uwagę. Znów przepustki, chwilę grozy.
Nowa szkoła, nowa ja
„Wujek” (kolega rodziców) mnie rozumiał. Częstował alkoholem, dawał wsparcie, pocieszał. Był bliską mi osobą. Dzięki niemu pobyt na wolności nie był taki zły. Powoli dochodziłam do siebie, samopoczucie się poprawiło. Nastąpił czas wypisu ze szpitala i kolejnej próby odnalezienia się w szarej rzeczywistości. Miałam nowe postanowienie, nowa szkoła, nowa ja. Starałam się bardzo, a wyszło jak zwykle.
Dystans
Przez pobyty w szpitalu miałam coraz większe trudności w nauce. Czułam się wyobcowana. Nie trzymałam się z nikim blisko, nie potrafiłam, nie pasowałam tam. W klasie dwie grupki. Kujony i luzacy. A ja po środku. Kontakt z jednymi i drugimi wyrównany. Dystans. Nie za blisko. Zero przywiązania. Tak bezpieczniej.
Nienawiść do siebie
Leki zrobiły ze mnie potwora, grubas z paskudną gębą. Żyłam w swoim świecie. Zazdrościłam innym wyglądu, kontaktów towarzyskich, pewności siebie itd. Pogrążałam się. Coraz bardziej pałałam do siebie nienawiścią. Postawiłam mur między sobą a innymi. Ale straszliwie pragnęłam bliskości, akceptacji, zrozumienia. Czułam się jak wyrzutek. Moje pragnienia nie były w stanie się spełnić. To było nierealne. Kto by pokochał taką paskudę. Z każdym dniem, tygodniem czy miesiącem było coraz gorzej. Alkohol, samouszkodzenia, izolacja, samounicestwienie. Ciągły ból, ból wewnątrz mnie. Ucieczka w świat wirtualny.
Nikt mnie nie pokocha
Czaty z nieznajomymi, spotkania. Znajomości kończyły się po pierwszym spotkaniu. Pasztet. Brzydula. Nieudacznik. Mimo rozczarowania, dalej miałam nadzieję że znajdzie się ktoś kto mnie zaakceptuje. Tak bardzo tego chciałam. Samopoczucie po tak nieudanych spotkaniach jeszcze bardziej pikowało w dół, nie istniałam.
Uznałam, że zasługuje na wieczne potępienie. Nikt mnie nie chce, nie kocha. Moje życie jest bez sensu. Autodestrukcja – tylko ona trzymała mnie przy życiu, tylko ona rozumiała, dawała ukojenie. Kolejny pobyt w szpitalu, tym razem spędziłam tam miesiąc, odstawili mi leki, stwierdzili że jestem zdrowa. Nie rozumiałam tego. Dlaczego powiedzieli, że jestem zdrowa, dlaczego odstawili leki?
Przeklęty dzień
Po wyjściu ze szpitala znów uciekłam w świat wirtualny, znów spotkania. I ten dzień. Ten przeklęty dzień. On zmienił całe moje życie. Łzy napływają do oczu. Na samą myśl o tym, mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Jest mi źle, cholernie źle, po co mi to było, moja wina, moja bardzo wielka wina. To nie miało prawa się zdarzyć. Pamiętam ten dzień, ten przeklęty dzień, jakby wydarzył się wczoraj.
Umówiłam się z tym chłopakiem przez neta, mieliśmy iść na imprezę, pobawić się, bliżej poznać. Pogoda była koszmarna i popsuła wszystkie plany. Patrick wydawał się sympatyczny, spokojny, był studentem. Od początku złapaliśmy „wspólny język”, dobrze nam się rozmawiało, mnóstwo wspólnych tematów zbliża, wreszcie ktoś mnie rozumiał, wreszcie ktoś mnie widział, byłam obiektem zainteresowania, a nie tylko grubą dziewczynką. Zaproponowałam mu abyśmy poszli do mnie, do domu, rodziców w nim nie było, mogliśmy dokończyć rozmowy o wszystkim tym o czym rozmawialiśmy wcześniej.
Rzucił się na mnie
Rozmawialiśmy około dwóch godzin, po czym w pewnym momencie rzucił się na mnie. Przestraszyłam się, przecież nikogo nie było w domu. Zaczął mnie nachalnie całować, dotykać. Prosiłam aby przestał, bałam się, pewnie widział moje przerażenie, zamiast przestać, mój strach sprowokował go do dalszych czynów.
Siłą zdjął mi spodnie i zaczął gwałcić! Prosiłam, błagałam by przestał!!! Nie zwracał na mnie uwagi. Był brutalny, a ja bałam się krzyczeć, bałam się, że jak wydam jakikolwiek dźwięk to mnie zabije. Sparaliżowało mnie, nie byłam w stanie się ruszyć, jedyne co mogłam to płakać, a w duchu modliłam się by przestał, by to wszystko się skończyło.
Ból, upokorzenie
To tak bardzo bolało, mój pierwszy raz zamiast być czasem, o którym wspomina się z rozrzewnieniem, był dniem kompletnego upadku. Gdy skończył, jak gdyby nigdy nic ubrał się i wyszedł.
Byłam zdezorientowana, w szoku, nie wiedziałam co się dzieje. Strach, lęk i ból, to tylko czułam, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Czułam się jak dziwka, upokorzona, brudna, zdeptana. Poszłam do łazienki by zmyć z siebie to wszystko. Znienawidziłam się, nienawidzę swojego ciała, samej siebie.
Pocięłam się, nie wytrzymałam. Ten przeklęty ból. Dlaczego to mnie spotkało? Jestem sobie sama winna. Jestem naiwna, zaufałam i mnie skrzywdzono. By zapomnieć upiłam się i położyłam do łóżka. Chciałam zniknąć, nie czuć, nie myśleć. Wysłał mi wiadomość „przepraszam”. Jak można zgwałcić a potem przepraszać?
Czy kupić tabletki?
Rodzice zanim wrócili do domu, spotkali sąsiada, który opowiedział im że był u mnie murzyn. Zastali mnie zapłakaną w łóżku. Matka o nic nie pytała, nie przytuliła. Nic nie zrobiła! Potrzebowałam cholernego wsparcia, zrozumienia, pocieszenia, a w zamian dostałam tekst „czy kupić tabletki siedemdziesiąt dwie godziny po”. I wyszła z pokoju. Zostawiła mnie tam samą.
Tak bardzo jej potrzebowałam. Czułam wstyd, upokorzenie. Na drugi dzień kupiła tabletki i kazała wziąć, po czym wyszli z domu na cały dzień.
Nigdy nie zapomnę tego bólu po tabletkach, zwijałam się, płakałam, bałam. Na czworaka doczołgałam się do sąsiadki po leki przeciwbólowe. Myślałam że umieram.
Przez kolejne dni nie było ze mną kontaktu, zamknęłam się w sobie na dobre. Przed oczami on, cały czas czuję jego oddech, okropny dotyk i ból. Nie udźwignęłam tego, nie chciałam żyć! Ileż można cierpieć? To moja wina. To ja prowokowałam. Nienawidzę siebie!
Żyć normalnie
Tym razem nie trafiłam do „wariatkowa” i postanowiłam, że postaram się zapomnieć, wymazać wszystko z pamięci i zacząć żyć normalnie, tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. W jakimś sensie udało się tak, jak postanowiłam, ale wróciło ze zdwojoną siłą później.
Skończyłam liceum, zrobiłam maturę. Schudłam. Rodzice naciskali abym poszła do pracy. Trzeba dołożyć się do budżetu. I tak znalazłam się w centrum zarządzania gotówką. Byli ze mnie dumni. W końcu. Nie trwało to zbyt długo.
Żyć normalnie
Poznałam tam Krzyśka. Starszy ode mnie o dwanaście lat, zupełnie nie w moim typie, ale pociągał mnie. Miał w sobie to coś co mnie rozpalało od środka. Zaczęliśmy się spotykać, zaufałam mu, czułam się przy nim bezpiecznie. Był dla mnie jak troskliwy ojciec. W dzień szacunek, w nocy dziki i namiętny seks. To nas połączyło, byłam zakochana – pierwszy raz w życiu ZAKOCHANA. Chciałam założyć rodzinę niestety on nie był na to gotowy, był krótko po rozwodzie. Zaczęło się psuć między nami, kłótnie, pretensje, zazdrość, a w konsekwencji -rozstanie.
Porzucenie
Dla mnie to był koniec świata. Jedyna osoba którą miałam porzuciła mnie, jedyne co czułam to rozpacz, ale i też znienawidziłam mężczyzn. Nie chciałam się więcej z kimkolwiek wiązać. Uznałam, że liczył się tylko seks i zabawa.
Miałam duże powodzenia u płci przeciwnej i umiałam to wykorzystać.
Przygodny seks. Numerek. Koniec znajomości. Rozkochiwałam i porzucałam. Nie dopuszczałam do zaangażowania.
Długi
Byłam znowu na utrzymaniu rodziców. Długi rosły. Naciskali na spłatę. Wieczne awantury. Miałam dość. Nie potrafiłam dłużej utrzymać się w robocie jak miesiąc. Szybko się nudziłam.
Kasa potrzebna od zaraz. I tak narodził się w mojej głowie pomysł na szybką kasę.
Puszczałam się na prawo i lewo, więc czemu na tym nie skorzystać?.
Prostytucja
I tak zostałam prostytutką. Klientów znajdowałam w sieci. Dawałam to czego oczekiwali a w zamian brałam hajs. Sprzedałam się, swoje ciało. Nienawidziłam się za to. Byłam poniżana, wyzywana, poniewierana. Spełniałam ich zachcianki. Bolało. Rozpadałam się po kawałku. Moja dusza umarła, nie istniała. Ciało odłączyło się od mózgu. Osiągnęłam dno. Totalne dno. Stoczyć bardziej się nie dało. Na samą myśl o tym wszystkim, pojawia się nienawiść, złość. Ból i upokorzenie. Łzy płyną.
Kasa za cierpienie
Sypiałam z kim popadło. Ważna kasa. Cierpienie. Najbardziej bliskie uczucie. Autodestrukcja. Zniszczyć swoje ciało. To plan. Zdarzało się że klient wziął co chciał i nie płacił. Porzucał mnie jak zdechłego psa. Seks nie kojarzył mi się z bliskością. Był zarobkiem, odreagowaniem, samounicestwieniem, chęcią ukarania. Moje ciało zostało skażone przez zły dotyk, gwałt. Zasłużyło na poniżenie. Cały proceder trwał może dwa bądź trzy miesiące. Nie dałam rady dłużej tak żyć. Mimo, że całkowicie się zeszmaciłam to chciałam z tym skończyć. Dlatego też zmieniłam wizerunek. Zaczęłam nowy rozdział w życiu. Cel: stabilizacja.
Kolejny początek
Kolejna praca, tym razem „zwykła”. Zbyt długo w niej nie zagrzałam miejsca.
I tak cały czas. Zmiana. Zmiana. Zmiana. Wszystko przeplatane z „randkowaniem”. Nic nie wychodziło. Wszystko kończyło się tak samo. Burzliwe relacje na zmianę z namiętnym i dzikim seksem.
W tym czasie czułam tylko szantaż emocjonalny przeplatany z przywiązaniem, porzuceniem, a w konsekwencji chaos, dezorganizacje, które przynosiły cierpienie, nienawiść, lęk, strach, obawę. I w kółko to samo.
Prawdziwa Miłość
Przyszedł czas, gdzie poznałam przyszłego męża. Znów zaufałam. Zakochałam się.
Był wszystkim co miałam. Oddałam się mu cała. Byłam na każde skinienie. Ważne by go zadowolić, by nie zostać porzuconym. Odsunęłam się od znajomych, bo on ich nie akceptował. On mógł spotykać się z kim chce. Ja nie. Był zazdrosny. Poświęciłam swoje marne życie dla niego. Nie zniosłabym samotności. Sprawiał mi przykrość swoim zachowaniem. Cierpiałam. Ale ten ból był inny. Mniejszy od pustki którą nosiłam w sobie.
Nasze życie można było porównać do przejażdżki kolejką górską. Górki, pagórki i ostry zjazd w dół. Ciągły chaos. Ranienie. Ból. I tak w kółko. On myślał o założeniu rodziny, dziecku. Też tego pragnęłam z całego serca. Długo się staraliśmy o dziecko.
Kolejny gwałt
W międzyczasie wydarzył się kolejny gwałt. Tym razem znałam swojego oprawce. Przybrany wujek, który wcześniej był moim oparciem. Byłam u niego. Nie pamiętam już po co. Rzucał nieprzyzwoite propozycję. Nie brałam ich na poważnie, śmiałam się z tego. Przed moim wyjściem od niego, złapał mnie mocno i przyciągnął do siebie. Całował. Dotykał. Był nachalny. Broniłam się. Jednak byłam zbyt słaba. Prosiłam. Błagałam. To znowu się stało. Siłą zdjął mi bluzkę, następnie rzucił na łóżko. Chciałam umrzeć. Odcięłam się. Zerwał ze mnie spodnie. Zaczął pieścić oralnie. Upokorzona ze wstydem i strachem, sparaliżowana z rozrywającym bólem czekałam na najgorsze. Zdjął swoje spodnie i zaczął zabawę. Gwałcił mnie, a ja ze strachu nic nie zrobiłam. Dałam mu przyzwolenie na to. Sapał mi nad uchem. To było okropne. Moje resztki godności odeszły w zapomnienie. Obracał mnie jak chciał. Moja dusza krzyczała, a usta milczały.
Podniosłam się. Miałam przecież faceta niby moich marzeń. Zaszłam w ciążę, wzięłam ślub. Zamieszkaliśmy razem i tworzyliśmy rodzinę.
Nieudana terapia
W tym roku skończyłam 30-tkę. Jestem po nieudanej terapii psychodynamicznej, a w trakcie kolejnej. Dalej tkwię w moim wymarzonym, który okazał się toksycznym związku. Seks dalej nie jest przyjemnością. Bardziej przykrym obowiązkiem. Zmuszam się by zadowolić męża. Seks kojarzy się z przemocą. Przemocą, która jednak mnie kręci. Dalej jestem zagubiona. Dalej nie mogę odnaleźć się w świecie dorosłych. Dalej emocje mną rządzą. Wciąż pragnę się skrzywdzić. Nienawidzę siebie. Dalej nie chcę żyć. Ten wieczny ból i cierpienie jest nie do zniesienia. To nigdy się nie skończy.
To się nigdy nie skończy
Jestem złym człowiekiem. Największym problemem i rozczarowaniem rodziców. Wariatką z żółtymi papierami. Bez perspektyw na przyszłość. Jak się potoczą moje dalsze losy? Tego nie wiem. Czas pokaże.
Tak było jeszcze dwa lata temu. Dziś po tym wszystkim zostało wspomnienie, reszta odeszła jak zły sen, a ja odzyskałam spokój duszy.
Spokój Duszy
Z nostalgią zaczęłam wspominać swoje życie. Czy żałowałam go?! Raczej nie. Te wszystkie wydarzenia ukształtowały moją osobowość. I mimo, że były to trudne chwile, to nie żałuję że ich doświadczyłam. Dzięki nim stałam się kim się stałam.
Jestem silną kobietą
A kim jestem?! Jestem silną kobietą, która wie czego chce od życia. Kobietą, która zna siebie i rozumie, która umie zadbać o siebie, a w razie konieczności postawić granice innym i przeciwnościom losu.
Podróż w głąb siebie
Przebyłam ogromną podróż, podróż w głąb siebie. Zwiedziłam każdy zakamarek swojej osobowości. Połączyłam każdy aspekt w jedną całość w czasie terapii.
Wiele się zmieniło
Po trzech latach pracy wiele się zmieniło. Przestałam traktować się jak wroga, nie darzyłam się nienawiścią jak kiedyś, więcej mówiłam, patrzyłam rozmówcy w oczy. Z zalęknionej dziewczynki stałam się pewną siebie kobietą. Częściej radziłam sobie z emocjami i nie kierowałam ich przeciwko sobie. Nie działałam już w tak oczywisty destrukcyjny sposób. Znacznie więcej rozumiałam co z czego wynika i dlaczego tak czuję a nie inaczej.
Zaczęłam działać
W chwilach kryzysu nie pisałam już rozpaczliwego sms-a do nikogo z prośbą o pomoc, tylko starałam się sobie sama z danym problemem poradzić. Starałam się wprowadzać nowe sposoby działania. Nie siedziałam bezczynnie z założonymi rękoma i nie czekałam aż samo się zrobi.
Nie prowokowałam już swoim zachowaniem do odrzucenia, częściej działałam intelektualnie aniżeli kierowałam się emocjami.
Pokochałam siebie
Dużo się zmieniło odkąd trafiłam do gabinetu mojej terapeutki.
Dzięki niej nauczyłam się w bardziej konstruktywny sposób radzić.
Zaakceptowałam i pokochałam siebie.
Pokochałam życie
Po prostu pokochałam życie. I wiecie co? Teraz żyję jego pełnią.
Swoją historię piszę na nowo……..
Książka Agnieszki
Ja, BORDERLINE i terapia
Do kupienia w Wydawnictwie Przystań