Maszyna do pisania i zamek z papieru.

Zaburzenie Osobowości z Pogranicza- Moja historia-Gracja

okaż nam sympatię i podaj dalej:

Nowa historia osoby cierpiącej na zaburzenie osobowości z pogranicza, jak zawsze odważna i dająca nadzieję, która jest tak potrzebna.

Komentarze będę odsyłać do autorki, więc mogą pojawić się z opóźnieniem (linki są dodane przeze mnie).

Chciałabym podkreślić, że wszelkie szczegóły (w każdej historii) są zmienione, by osoba nie mogła zostać rozpoznana, więc, jeśli się komuś wydaje, że zna tę osobę, to wrażenie przypadkowe.

Moja Historia BPD- Gracja

Skąd się to wszystko wzięło? Wydaje mi się, że byłam taka od zawsze. Miałam pozornie szczęśliwe i spokojne dzieciństwo, byłam nad wyraz bystrym i spokojnym dzieckiem, jednak bardzo zamkniętym w sobie. Głównie opiekowała się mną babcia, rodzice pracowali. Każdy od samego początku wiele ode mnie wymagał, bo przecież byłam taka mądra i zdolna. Nie wiedziałam jak mam spełnić wszystkie te oczekiwania więc wyrobiłam sobie własny system. Szybko nauczyłam się zyskiwać wszystko płaczem i histerią. Udawanie bezbronnego dziecka było najlepszym lekarstwem na wszelkie wygórowane oczekiwanie rodziców. Udawanie? Sama już nie wiem czy udawałam, czy czułam to naprawdę.

Prowadziłam cichą i spokojną egzystencję małego podjudzacza wszelkich awantur w szkole, wszelkich kłótni moich koleżanek, ich rozstań z chłopakami i innych nic nie znaczących dla mnie wtedy rozterek. Oczywiście nikt nigdy nie dowiedział się, że to ja bywałam katalizatorem takich sytuacji – bowiem od razu byłam osobą, która biegła pocieszyć swoją płaczącą przyjaciółkę.

Zagubienie

I tak się wszystko toczyło do gimnazjum, wtedy bycie idealnym na pozór dzieckiem trochę mnie przerosło. Zaczęłam się gubić, popadać w złe towarzystwo, buntować się. Wymknęłam się zupełnie spod kontroli rodziców, liczyły się dla mnie tylko imprezy i dobra zabawa. Pamiętam, że to wtedy zaczęłam odczuwać w środku niesamowitą pustkę. Czułam się, jakbym była osobą wypraną z wszelkich emocji, jednocześnie bardzo smutną i skrzywdzoną. To przecież świat mnie krzywdzi, a nie ja krzywdzę świat, tak sobie wtedy myślałam. Samookaleczałam się, ale to nie przynosiło mi ulgi. Poszukiwanie rozrywki było dla mnie lepszą ucieczką, powoli stając się moim uzależnieniem. W tamtym czasie uczęszczałam do psychoterapeutki, której skutecznie kłamałam, żeby zdiagnozowała u mnie depresję. Tak też się stało, więc zleciła mnie do psychiatry, który przepisał mi leki antydepresyjne. Chciałam nimi zapełnić swoją wielką czarną pustkę. Brałam je tylko przez miesiąc, niestety zamiast zapełnić moją pustkę wywołały u mnie epizod manii, wtedy też przez własną głupotę otarłam się o śmierć, jednak niczego mnie to nie nauczyło. Nie zmieniłam swojego trybu życia jeszcze przez rok.

Wtedy kochałam być pośród ludzi i czuć się w centrum zainteresowania. Najbardziej uwielbiałam przyciągać do siebie płeć przeciwną, uwodzić i kokietować. Robiłam to często, często więc miewałam przelotne znajomości z chłopakami, którzy dziś nawet nie odpowiadają mi „cześć” na ulicy. W liceum przeżyłam swój pierwszy raz i wtedy uświadomiłam sobie, że najlepszym wypełnieniem mojej wewnętrznej pustki jest seks. Oczywiście imprezy stawały się coraz częstsze i poznawałam coraz to gorszych ludzi i partnerów, nie tylko seksualnych. W liceum również zaczęłam brać narkotyki, co spowodowało, że zakochałam się w swoim cudownym światku zapomnienia.

W tamtym czasie poznałam chłopaka również zaburzonego psychicznie – w moim mniemaniu prawdopodobnie cierpiącego także na to, co ja. Nasz związek był najtoksyczniejszym jaki potrafię sobie wyobrazić. Naszym głównym celem było powolne wzajemne wyniszczanie się. Nie trwał on więc długo, jednak doprowadził do wielkiego kryzysu w moim życiu, który nastąpił po pewnej felernej imprezie kończącej rok. Tamte wydarzenia wywołały u mnie głęboką depresję. Zaczęłam prosić moich rodziców o powrót do psychologa. Codziennie szamotałam się z moimi myślami „co jest ze mną nie tak?” Aż wreszcie przypomniałam sobie pewien artykuł o borderline i chorobie afektywnej dwubiegunowej, który przeczytałam w gimnazjum. Już wtedy widziałam u siebie wiele spójnych cech i znów stwierdziłam to samo. Pozostało mi tylko znaleźć psychiatrę, który potwierdzi moją diagnozę.

Moje próby przedstawienia rodzicom sytuacji odbijały się jak piłeczka od ściany. Szybko więc postanowiłam dalej uciekać w imprezy i seks bez zobowiązań – takie były plany 17-letniej wówczas mnie, której wydawało się wtedy, że nigdy nie odnajdzie czegoś, co ją uspokoi i zapełni jej pustkę.

Miłość i Odrzucenie

Ale w drugiej klasie liceum poznałam pewnego sporo starszego chłopaka, któremu od początku znajomości powiedziałam o moim przypuszczalnym zaburzeniu. Zrozumiał mnie i przy nim poczułam się jak przy nikim innym. Zakochałam się, co sprawiło, że nie umiałam odkryć się przed nim emocjonalnie. Bardzo bałam się odrzucenia, przez co moja choroba uwydatniła się jeszcze bardziej. Zaczęłam miewać ataki paniki, epizody mieszane, szybkie zmiany faz. Nic nie było stałą w moim życiu. Wielokrotnie umyślnie chciałam doprowadzić do zerwania znajomości, żeby nie czuć więcej strachu. Niestety, nawet go zdradziłam. Ale on nie dał mi odejść od siebie. Rozmawiał ze mną i wspierał mnie. Zachęcał do powrotu na terapię, jednak moi rodzice dalej nie słuchali moich próśb. Obiecałam mu, że skończę z narkotykami, jednak moja słaba wola nie zawsze mi na to pozwalała. Bardzo się starałam jednocześnie czując się źle, że nie wszystko przychodzi mi łatwo. Mimo wszystko był ze mną. I tak nasze skromne, szczęśliwo-zagmatwane życie toczyło się do niedawna, kiedy to chciałam popełnić samobójstwo, ponieważ nie potrafiłam sobie wybaczyć wielu rzeczy, które zrobiłam w przeszłości. Oczywiście zażyłam wtedy narkotyki, aby odważnie podjąć ten krok. Po fakcie nieudanej próby przyszłam do niego, a on polecił mi natychmiast powiedzieć to rodzicom. Tak zrobiłam. Zabrali mnie do psychiatry.

Diagnoza

Mam dopiero 18 lat, a wiele ciężkich epizodów choroby za sobą. Mam przy sobie kochającą rodzinę, najlepszych przyjaciół i kochanego chłopaka. Zrozumiałam, że największą głupotą byłoby odebrać im siebie. Dopiero niedawno usłyszałam diagnozę zaburzenia, które sama u siebie zdiagnozowałam – borderline i choroba afektywna dwubiegunowa. Dopiero zaczynam leczenie, ale jestem pełna nadziei. Wiem już, że nie jest łatwo wygrać z tak niefortunną kombinacją zaburzeń. Wiem też, że muszę się bardzo pilnować, bo po podjęciu leczenia zdążyłam przeżyć jeszcze jeden epizod manii. Ale nie mam zamiaru się poddawać. W tym roku chcę zdać maturę i mimo wszystkich przeszkód

dopnę swego, wierzę w to. Mam wiele marzeń i mam zamiar je spełniać.

przypominam również o inspirującej historii Marshy Linehan

Vivian Fiszer
Vivian Fiszer

psycholog, terapeutka DBT, pasjonatka psychoterapii 3 Fali (DBT, ACT, CFT), wiceprezes Fundacji BPD. Interesują mnie głównie problemy zaburzeń osobowości, intensywne emocje i problematyczne relacje. Prowadzę szkolenia, wykłady w szkole podyplomowej SWPS.

Artykuły: 283